Kurcze... Myślę nad tym, jak poprawić sobie samopoczucie. To chyba jest wybitnie proste do powiedzenia, ale już do samego wykonania trochę będę musiała się wysilić. I tu mam problem. Wszystko co zawiera w sobie frazę ''muszę'', wyzwala we mnie wewnętrzny bunt. A właśnie, że nie, nie zrobię. Nikt mi nie będzie mówił co mam robić. Nie ważne, że sama sobie jakiś minimalny rygor chcę narzucić. Ale czy rzeczywiście chcę cokolwiek sobie narzucać? Bardziej tak, niż nie. Czasami już nie mogę patrzeć na siebie w lustrze. Pamiętam, jak tu przyjechałam, ważyłam jakoś około 65 kilogramów, teraz zdecydowanie więcej. Na szczęście nie przybieram na wadze. Ale też nie chudnę. Nie wierzę w zapisywanie codziennie poziomu wagi. A tym bardziej śmiesznym jest zapisywanie wartości kilka razy dziennie. Co to za dieta, czy odchudzanie, skoro jedyne do czego trzeba się mobilizować to do tego żeby nie zgubić pisadła i notesu. Gdybym miała tak robić to ściany w mieszkaniu mogłabym wytapetować. Teraz akurat przesadzam... Ale kto wie? Nigdy nic nie wiadomo.
Gdzieś mam dietę, która dietą nie jest. Nie narzuca się jakoś makabrycznie posiłków, a raczej produkty, które można jeść oraz tych mniej porządanych. No wiadomo, że łatwiej jest dostarczać organizmowi ''energii'' w miarę stałych odstępach czasu. Nie jest to jednak wymagane rygorystycznie jakoś. Ważne są zdrowe przekąski, które można zabrać wszędzie ze sobą. Suszone owoce najlepiej się do tego nadaje. Jak na samym początku zapoznałam się z tym materiałem, to prawdę powiedziawszy szczęka mi opadła. Dita przy której można sobie dobierać i mieszać produkty, oraz nie potrzeba się przy niej wysilać fizycznie, że spacery są wystarczające. Cóż... Trzeba będzie całą sprawę przemyśleć. Czuję się źle sama ze sobą. Inna sprawa, że jestem czasami mocno leniwa. Chociaż, jak chcę to potrafię. Skoro wcześniej mi się udało... I wówczas nie miałam żadnej diety. Ale ruszałam się ciągle. Taką pracę miałam. Jedyna taka była korzyść z tego nabijania kabzy prywaciarzowi, który zagwarantował wszelkie podwyżki, premie, urlopy na papierze. Uwielbiam to... Prowadzę sobie taki mały dziennik. I ogólnie wychodzę z założenia, że papier przyjmie wszystko i nie będzie w jakikolwiek sposób protestował. Trzeba tylko chcieć.
Nastrój zależy głównie od tego jak się czuje ciało (można mu zarzucić kilka ćwiczonek bez obciążenia), rodzaj diety (mam na myśli jakość jedzenia, bo większość ludzi kojarzy słowo dieta z odchudzaniem) i nastrój będzie lepszy.
ReplyDelete